„Idę w góry cieszyć się życiem” jak w ulubionej piosence mojego męża . Wstajemy dość wcześnie, jemy śniadanko i wyruszamy samochodem zwiedzać okolicę.
Zatrzymujemy się w urokliwych, średniowiecznych miasteczkach, podziwiamy stare romańskie kościoły i zamki i jedziemy dalej w poszukiwaniu górskich szlaków. Lubię góry, ale nie koniecznie wspinaczkę jak Andrzej. Śmiejemy się oboje, że on lubi oglądać góry z góry, a ja z dołu. Radzimy sobie jednak z tym nieźle. Andrzej wyszukuje dla mnie łatwiejsze trasy, a potem on idzie wyżej, a ja zostaję w jakimś ładnym miejscu i biegam po łąkach i robię zdjęcia krowom, kwiatkom, strumyczkom.
Potem siadam i piszę lub maluję.
Krowy są tu piękne. Dorodne, zadbane, różnej mąści.
Na mój widok, gdy zbliżam się do nich z aparatem, reagują spontanicznie i serdecznie.
Patrzą na mnie, zbliżają się zainteresowane, tak jakby chciały nawiązać ze mną bliższy kontakt.
Mnóstwo tu farm produkujących sery. Nasi gospodarze także pracują na takiej farmie.
Wracamy po 6,7,czasem 8 godzinach do naszego urokliwego domku. Gotujemy obiadokolacje, którą zjadamy na tarasie popijając winko.
Potem już siedząc w wygodnych fotelach na trawniku pod drzewem, słuchamy szumiącej w dole rzeczki i śpiewu ptaków. Rozmawiamy, wspominamy, snujemy plany na przyszłość, czytamy, odpoczywamy. W taki sposób od lat spędzamy nasze wspólne wakacje.
Czasem wyjeżdżamy osobno, w poszukiwaniu nowych przygód. Andrzej wysokich gór i wulkanów, ja miejsc duchowych i magicznych, albo ciepłych mórz, może też być Bałtyk.
Wczoraj spadł ulewny deszcz i temperatura spadła do z 34 do 8 stopni. Nie zmartwiło mnie to bardzo. Dzięki temu zostałam sama w domeczku i dzielę się z Wami moim wakacyjnym życiem. Andrzej tym razem samotnie wyruszył w góry. Przed nami jeszcze dwa dni wakacji i dwa dni podróży.
Basia, tym razem nie sama, a z Andrzejem i tak od 48 lat.